Mój brzuch jest z każdym dniem
coraz większy. Nie maleje, a rośnie. Wiem, że gdyby malał, byłoby to wbrew
prawom natury, fizjologii i w ogóle ciąży jako takiej. Jednak każdego dnia
patrząc na niego nie mogę wyjść z podziwu, cóż to za zmiany w moim organizmie
zaszły i wciąż nowe zachodzą. Zwłaszcza, gdy widzę jak mój brzuch się rusza,
niby sam od siebie, a jednak, to ten mały Człowiek bezimienny w środku się
wierci, kręci i przewraca. I to jest fajne, nawet bardzo fajne. Wtedy czuję, że
dobrze jest być kobietą i móc to przeżywać. Do tej pory brzuch mój nigdy nie
rósł, nawet gdy tego chciałam. Chyba, że zjadłam zbyt duży obiad z obżarstwa
rzecz jasna, wówczas się delikatnie zaokrąglał. Poza tymi przypadkami zawsze
był wręcz chudy i stąd pewna Koleżanka nazywa mnie "chudą". Teraz leżąc
(ba nawet stojąc) nie widzę swoich nóg, no może hen daleko wystają różowe/czerwone
paznokcie, ale to nie to samo. Dołu brzucha też nie widzę.
Jestem bardzo senna i głodna na
przemian. Mogłabym spać całymi dniami, a raczej tkwić w takiej drzemce: niby
czuwam, ale nie rejestruję tego, że Mąż pranie robi czy naczynia zmywa. Mówi
„nie śpij, nie wchodź pod kołdrę, bo zaśniesz”, po czym układa mnie wygodnie do
kolejnej drzemki. I to jest fajne po raz drugi. Wsparcie i opieka są bezcenne.
Zwłaszcza, gdy herbatkę trzeba zaparzyć, brodzik wyczyścić czy pościelić łóżko.
Taki to jest precyzyjnie obmyślony plan, że każdy ma swoje zadania od samego
początku, i kobieta i mężczyzna, i cudnie, gdy oboje chcą i potrafią się w
swoje zadania wczuć. My tak mamy. Dzięki. Proszę o więcej.
Poza brzuchem urósł mi tylko
biust, ten to dopiero wymknął się spod kontroli. Jak zwariowany, nie zważając
na nic, rósł i rósł i rósł. Za szybko, to też go dopadły rozstępy, najpierw
czerwone, teraz wyblakłe w kolorze skóry. Próbuję z nimi walczyć, a raczej
zapanować nad nimi, co by się wygładziły i mniej widoczne stały. To jednak nie
jest takie proste. Robię bardzo delikatne peelingi z sody i oleju kokosowego,
smaruję się solarisem z Dr. Nona, pewnie trochę pomagają, ale jak to wyczytałam
"od stania na półce kremów rozstępy nie znikną", a ja z
systematycznością mam problemy. Nie od dziś, jak wszem i wobec wiadomo.
Zgadnijcie, o czym myślę po
przebudzeniu, nie ważne, o której godzinie, czy to 3 w nocy, czy 8 rano, czy 17
po południu. O jedzeniu. Jeść, jeść, jeść. I jem. Ale nie tyję – zaznaczam po
raz drugi, tym razem dobitniej. Chociaż kobity ostrzegają, że teraz
przybieranie na wadze się zacznie. Teraz, to jest 7 miesiąc się zbliża. A ja
sobie w duchu myślę ”zajmij się babo swoją tuszą”. Nie ma to jak wylewność
tych, co już rodziły. Nie żebym je pytała, jak to u nich było, one same
wszystko jak na spowiedzi mówią. Wkopuję się pytaniem jednym, a mianowicie,
gdzie rodziły i czy były zadowolone. 2 pytania, fakt, ale w jednym zawarte. No
i się zaczyna. A ja pytam: po co? A ładnie to tak straszyć? Jak można zapomnieć
o najprostszej na świecie rzeczy – tym, że każda kobieta jest inna! Jedna rodzi
30 minut, inna 10 godzin. Nie ma reguły żadnej, ale to absolutnie żadnej. I ja
nie chcę tego wszystkiego wiedzieć. Ani ja nie chcę słuchać o przypadkach
skomplikowanych ani żadna inna ciężarna tego nie chce, bo też po co wzbudzać w
sobie złe emocje, czyli strach i lęk (które i tak już wystarczająco mocno
wpisują się w stan społecznej psychozy). No chyba, że o słuchaniu ładnych
historii mowa, przyjemnych, dających powera – o tak, o te prosimy jak
najbardziej. Gdy będę potrzebować wskazówek/opinii/porad, zapytam o to
najbliższych mi Kobiet, czyli Mamy i Siostry. Żadna inna wiedza nie jest mi
potrzebna. Też nie należę do kobiet, które by siedziały non stop w necie i
przeszukiwały portale tudzież lepiej – fora w celu zdobycia informacji. Mam 2
książki: „W głębi kontinuum” i „Poradnik dla zielonych rodziców”. To wszystko.
Obie sprowadzają się do jednej nieprzerwanie prawdziwej myśli od zarania
dziejów – słuchaj kobieto tylko siebie, swojej intuicji, swojego instynktu, to
najlepsze, co dla siebie możesz zrobić. Nastawiajmy się na to, że wszystko
będzie dobrze, myślmy pozytywnie, uśmiechajmy się do siebie i do ludzi i do
brzucha, nie my pierwsze i nie ostatnie. Wszystko jest tak jak ma być. Aplauz i
zaakceptowanie.
Wrócę jeszcze w kilku słowach do
kwestii jeść, jeść, jeść. Ja jem dosyć dużo i menu mam urozmaicone, dużo
świeżych warzyw, dużo owoców, ale mimo to mam niedobory żelaza. Nie żebym coś
mówiła nie tak a propos diety wege w ciąży, to po prostu uroda mojego organizmu
- tendencje wątroby do przechwytywania żelaza i nie wypuszczania, kiedy trzeba.
Zawsze tak miałam. Sprawdzałam też D3. I powiem Wam, że bieda z nędzą. Mam
niecałe 16 jednostek przy normie >30. Suplementacja konieczna! I nie da się
tego niczym zastąpić, nie da się też całymi dniami leżeć nago na słońcu.
Polecam, Drogie Ciężarówki, sprawdzić poziom tej witaminy, bo Ona może osłabiać
i na wspomnianą senność wpływać. Z resztą Pepsi dużo mądrości na ten temat
napisała. Polecam. Mając do wyboru własne etyczne przekonania, a dobro i
zdrowie mojego za 3 miesiące rodzącego się Dziecka, wybieram to drugie. Są
sprawy ważne i ważniejsze. Jest miłość i jest Miłość bezwarunkowa.
A tak poza tym, to wszystko git fasola. Pozdro 600.
Życzę podejmowania właściwych decyzji i samych dobroci na codzień i reeelaksu
Aloha.
I może też trochę wylewnie piszę, ale jakoś tak
zaistniała we mnie taka potrzeba. Masz wybór, nie musisz czytać – choć to chyba
powinnam na początku napisać? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz