W ten jakże
uroczy wieczór, a mamy godzinę 18:31, wobec zaistniej pogody, a
raczej faktu, że odłączyłam router, co by nam się drugi nie
spalił w przeciągu miesiąca, stwierdziłam, że najlepszym
rozwiązaniem będzie coś napisać. Zatem sięgnę do mojej
przecudnej urody kalendarza i poszukam notatek z pomysłami na tematy
postów... Szukam... Mam: konsumpcjonizm, zbiorowa psychoza –
strach, lekarz od wszystkiego, czyli od niczego (przewrotnie). Co ja
to powymyślałam, to z podziwu nie wyjdę ;) O konsumpcjonizmie nie
mam ochoty pisać, chociaż mogłabym tu się poroztrząsać nad
obfitością w wymiarze materialnym, która wszystkim Istotom się
należy jako stan naturalny. O strachu też nie chcę pisać,
wolałabym o nie-strachu, bo luz, relaks, spokój i nie przejmowanie
się niczym uznaję na obecnym etapie życia za priorytetowe. I mam
nadzieję, że mi tak zostanie. Mogłabym o lekarzach i ich
arcy-nieskutecznych metodach leczenia się rozpisać. Jednak w dniu
dzisiejszym krytykę sobie odpuszczam. W sumie mogłabym napisać o
moim lekarzu, którego serdecznie Wszystkim polecam. To jednak nie
jest lekarz przyjmujący w ramach nfz – od razu zaznaczam. Cóż,
gdyby prowadził refundowaną praktykę lekarską, to pewnie już
dawno by go usunięto, bo byłby po prostu niewygodny. Co to za
lekarz przecież, który słucha pacjentów i ich leczy, a raczej
utrzymuje przy zdrowiu. No nie? A mój taki właśnie jest. Jest
lekarzem medycyny konwencjonalnej o specjalizacji z psychiatrii,
jednak swoją praktykę opiera na medycynie alternatywnej. Po bardzo
szczegółowym wywiadzie w czasie pierwszej wizyty, zaleca właściwą
dla pacjenta dietę, dorzuca mieszankę ziół, a jeśli jest taka
potrzeba, to zaleca suplementy diety. Lubię Go. Dobrze człowiek się
czuje w Jego obecności, przynajmniej ja takie mam odczucia.
Uświadomił mi bardzo prostą mogłoby się wydawać rzecz. „Ciąża
i poród to proces fizjologiczny”. To nie choroba, która musi się
sprowadzać do pobytu w szpitalu. Jednak tak nasza cywilizacja poszła
do przodu, że szpital to mus. No chyba, że masz wolnych kilka
tysięcy i jak nasze Babcie (wówczas za friko) pozwolisz sobie na
poród domowy. A taki wyobrażam sobie jako idealny. Pełna swoboda,
spokój, bliskie osoby, bezpieczeństwo, intuicja. A nie łóżko
porodowe, nogi szeroko i mega nienaturalne rodzenie wbrew prawu
grawitacji. Nie mówię, że mnie to nie spotka. Plan jest jednak
taki, że chcę słuchać siebie, chcę zaufać swojemu instynktowi.
Kto wie, może instynkt mi powie, żeby włazić na łóżko. O tym
też jednak nie będę dzisiaj pisać, choć to temat wdzięczny i
przyjemny, bo coraz bardziej nie mogę się doczekać „tego”
dnia. ;) A jakie zmiany w MELASIE wówczas nastąpią?
W szeregi
MeLasek wkroczy nowa krew. Niebawem ogłosimy casting, chociaż może
okazać się to zbyteczne, bo kilka tygodni temu dostałyśmy śliczną
wiadomość o tym, że Ktoś bardzo chciałby u nas pracować... Ktoś
zajmie miejsce moje. To znaczy nie pozwolę się tak do końca
wygryźć i będę na bieżąco nadzorować i wspierać Rudą. A Ruda
wejdzie w zupełnie nową rolę, zresztą ja też, ale Ruda w nową
zawodową rolę. Zostanie szefową. Kupimy jej t-shirt „najlepszy
szef” i zobaczymy jak poradzi sobie z nową funkcją. A ja jestem w
pełni przekonana o tym, że poradzi sobie świetnie! I tak radzić
sobie będzie musiała przez kolejny rok, bo od września przez rok
zastaniecie mnie tu tylko w odwiedzinach. Tak naprawdę to cieszymy
się z tego, że Ktoś będzie u nas pracować. Wierzymy, że nowa
energia wprowadzi w MELASIE tylko i wyłącznie pozytywne zmiany! ;)
To tyle :)
kilka słów wieczorową deszczową porą.
Elo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz