Szukaj na blogu
sobota, 31 sierpnia 2013
wtorek, 13 sierpnia 2013
Marzenia się spełniają... Wu-Tang Clan w Krk!
Cze
Państwu.
Mam Wam
dziś do zakomunikowania jedną bardzo specjalną rzecz. I zanim zaczniecie
krytykować i mówić, że bujdy opowiadam, to rozkmincie, czy warto być takimi do
bólu realistami.
Uwaga!
Marzenia
się spełniają!
Doświadczyłam
tego ja osobiście wraz z mym Mężem Jarkiem Wu w chłodną noc z 10 na 11.08.2013. w czasie Coke Live Music Fetival. Zatem co
też się wydarzyło w ów wyjątkowy wieczór?
Marzeniem
naszym wspólnym było pojechać do USA na koncert Wu-Tang Clan. Dlaczego
pojechać, a właściwie polecieć? Nie spodziewaliśmy się, że Ci Panowie mogą
przyjechać do Polski albo raczej nie spodziewaliśmy się, że ktoś ich do Polski znów
zaprosi. I tak pewnego dnia wieść po Internecie się rozeszła, że Wu-Tang
przyjeżdża nie tylko do Polski, nie tylko do Krakowa, ale prawie pod nasz dom,
bo 15 min (okrężną drogą, by głównym wejściem wejść) mamy na piechotę do Muzeum
Lotnictwa. Happiness!
OK, wiemy, że koncert, wiemy że na pewno idziemy, ale bilety na jeden dzień - 155 zł od łebka. Biorąc pod uwagę, że nikt poza Wu-Tang nas nie interesował, dużo. Czekaliśmy do ostatniej chwili z ich kupnem. W czwartek przed koncertem kupiłam bilety o godz. 16, 2 h później naszemu Koledze kupić się ich już nie udało. Co prawda, "dodrukowali" dodatkową pulę biletów, ale znów okazało się nie być ich wystarczająco dużo, ponieważ przy Bora-Komorowskiego co kawałek stał nieszczęśliwy człowiek z kartką na szyi „KUPIĘ BILET”.
Udało nam się! Happiness po raz drugi!
OK, wiemy, że koncert, wiemy że na pewno idziemy, ale bilety na jeden dzień - 155 zł od łebka. Biorąc pod uwagę, że nikt poza Wu-Tang nas nie interesował, dużo. Czekaliśmy do ostatniej chwili z ich kupnem. W czwartek przed koncertem kupiłam bilety o godz. 16, 2 h później naszemu Koledze kupić się ich już nie udało. Co prawda, "dodrukowali" dodatkową pulę biletów, ale znów okazało się nie być ich wystarczająco dużo, ponieważ przy Bora-Komorowskiego co kawałek stał nieszczęśliwy człowiek z kartką na szyi „KUPIĘ BILET”.
Udało nam się! Happiness po raz drugi!
Jesteśmy
na terenie festiwalu. Pierwszy koncert, który dane nam było usłyszeć, to
koncert Ras Luty. Ani ja ani tym bardziej Mąż fanami reggae zbytnio nie
jesteśmy, więc nic a nic nas to nie ruszyło. Przenieśliśmy się pod dużą scenę
na występ Tres.B – ładna dziewczynka z gitarą w kształcie motyla, ale klimat
muzyczny absolutnie odpada. Zagrała o 21 zamiast naszych ulubieńców, ponieważ z rzekomych problemów z transportem, koncert został przesunięty na 1 w nocy! Oh no! Było mi zimno i zaczęłam naprawdę marudzić...
No tak,
chciałoby się coś zjeść skoro czasu mamy tyle... Pominąwszy, że nic wegańskiego
do jedzenia nie było, to tak: frytki (mini porcja) – 6 zł, gofr (najtańsza
wersja, bo były i po 12 zł) – 6 zł, zapiekanka – 6 zł, chipsy – 6 zł. Masakra,
i my mamy w MELASIE drogo? Za takie shitowe jedzenie tyle kasy chcieli!! Buu…
Co
następuje dalej? Koncert Florence & The Machine. Nic nam to wcześniej nie
mówiło. Początkowo wszystkie piosenki zlewały się jedna z drugą, jakby na jedno
kopyto. Jednakże muszę przyznać, że całość stanowiła dosyć przyjemne
słuchowisko przez 1,5 h. Teraz, gdy słyszę ich w radio już wiem, że to, to
właśnie Florence. Koncert ten nie wpłynął jednak na mój gust muzyczny w żaden
sposób i sama z siebie na pewno na YouTube ich utworów sobie włączać nie będę. Podobno Coke należał do tej "26-letniej Brytyjki"... Ja się z tym zgodzić nie mogę.
![]() |
Źródło: fanpage Coke Live Music Festival |
Koniec
grania Florence. Dziewczynki z wiankami we włosach wykruszyły się spod sceny i
wkroczyliśmy my – druga część publiki, która na rap prawdziwy przyszła. Aaajjj…
Gdy tylko RZA pojawił się na scenie… tłum oszalał :-) Dzieeewczyny, a jak on
się prezentował… mówię Wam, 100 razy lepiej niż w klipach… ;-) Po kolei Panowie
wyskakiwali z backstage`u. Zabrakło tylko Reakwona (on moim ulubieńcem akurat nie
jest); zamiast Niego popis dał Cappadonna – jak to mój Mąż mówi - nieoficjalny
członek Wu-Tangów, przyjaciel rodziny :-)
Co to
były za emocje!
Z jednej
strony jestem absolutną przeciwniczką robienia bożków z ludzi. Ale w muzyce
jestem zakochana od zawsze, więc widząc z bliska Gości, których tylko w klipach
mogłam oglądać i muzyki ich z CD słuchać, mogę całkowicie zrozumieć na czym
polega ten szał na koncertach, j a t e ż o s z a l a ł a m. To było po prostu niesamowite. Nawet zdjęć nie robiliśmy, nagraliśmy może 2-3 niecałe
utwory, uznając, że to co właśnie w tym momencie przeżywamy jest najważniejsze
i żadne zdjęcia nie oddadzą tego wspaniałego uczucia, jakie towarzyszyło nam
przez cały ich występ. A do tego dj Mathematics… zmiażdżył :-) Method Man
rzucał się „na publiczność”, podobno był bardzo ciężki, heh, takie komentarze w
necie można znaleźć. GZA coś mało nawijał, ale za spotkanie z nim face to face wybaczamy ;-) Koncert piękny. Chcemy znów!
![]() |
Źródło: fanpage Coke Live Music Festival |
Aaach!
Co było
nie halo?
Ceny,
ceny i jeszcze raz ceny! Zabrakło innych koncertów hip-hopowych. Chociaż na
małej scenie mógł Ktoś z Polski wystąpić zamiast Ras Luty… I tłum. Koncerty
kocham, tłumów nie znoszę. Mimo, że udało nam się tak blisko sceny podejść, że
Jarek z całą ekipą poprzybijał piątki, to ja wytrzymałam tam jedynie pół
występu, drugie pół spędziłam ciut dalej, tam, gdzie dochodziło powietrze.
Podsumowując,
zdecydowanie polecam Wszystkim wiarę w możliwość spełniania się marzeń :-)
Marzenia sprawiają, że zawsze pozostaje w nas w pewnym sensie dziecko, a to
jest absolutnie fantastyczne! A i jeszcze jedno... 310 zł za bilety to nasza najlepsza inwestycja tego lata!
Bawcie
się i cieszcie życiem!
Pozdro,
Lyda
środa, 7 sierpnia 2013
Jesteśmy w telewizorze
Siemano!
W poniedziałek, jak co tydzień, odwiedziła nas Pepsi Eliot, blogerka, witarianka, Kobieta, która po wyjściu z MELASY pozostawia tam mega pozytywną energię. I nie żebym tu coś zmyślała, bo mówiłam o tym Rudej już dawno temu, na początku naszej z Pepsi znajomości. Po prostu w życiu spotyka się różnych ludzi: niektórzy mogą okazać się wampirami, którzy odbierają nam energię, osłabiają nasze pozytywne nastawienie, podcinają nam skrzydła; inni z kolei okazują się być świetnymi "MOTYWATORAMI". I to z tymi drugimi polecam się kolegować. Mogłabym tu jeszcze powypisywać inne sprawy, które w swoim życiu ogarnęłam za sprawą tego bloga, ale wiem, że to niepotrzebne.
A więc Pepsi Eliot wpadła do nas z kamerą! Przyłapała Rudą na pogawędkach z Netką, a mnie wcinającą na obiad sałatkę (sałata zielona strzępiasta, pomidorki koktajlowe, oliwa z oliwek, pestki dyni, troszeczkę przyprawy śródziemnomorskiej). Gdybym wiedziała, to może jakoś lepiej bym się ubrała czy poćwiczyła dykcję przed lustrem ;-)
Hejterzy powiedzą, że głosy mamy brzydkie, że nie umiemy nic powiedzieć, że w ogóle żal... Ale my to mamy w nosie! Jesteśmy świadome swoich niedoskonałości :-)
Sprawdźcie sami:
W poniedziałek, jak co tydzień, odwiedziła nas Pepsi Eliot, blogerka, witarianka, Kobieta, która po wyjściu z MELASY pozostawia tam mega pozytywną energię. I nie żebym tu coś zmyślała, bo mówiłam o tym Rudej już dawno temu, na początku naszej z Pepsi znajomości. Po prostu w życiu spotyka się różnych ludzi: niektórzy mogą okazać się wampirami, którzy odbierają nam energię, osłabiają nasze pozytywne nastawienie, podcinają nam skrzydła; inni z kolei okazują się być świetnymi "MOTYWATORAMI". I to z tymi drugimi polecam się kolegować. Mogłabym tu jeszcze powypisywać inne sprawy, które w swoim życiu ogarnęłam za sprawą tego bloga, ale wiem, że to niepotrzebne.
A więc Pepsi Eliot wpadła do nas z kamerą! Przyłapała Rudą na pogawędkach z Netką, a mnie wcinającą na obiad sałatkę (sałata zielona strzępiasta, pomidorki koktajlowe, oliwa z oliwek, pestki dyni, troszeczkę przyprawy śródziemnomorskiej). Gdybym wiedziała, to może jakoś lepiej bym się ubrała czy poćwiczyła dykcję przed lustrem ;-)
Film wyszedł kapitalnie!
Hejterzy powiedzą, że głosy mamy brzydkie, że nie umiemy nic powiedzieć, że w ogóle żal... Ale my to mamy w nosie! Jesteśmy świadome swoich niedoskonałości :-)
Sprawdźcie sami:
Elo!
"Pokój ludziom dobrej woli!"
LyDa
wtorek, 6 sierpnia 2013
A ja jestem tolerancyjna
Dzień dobry :-)
Jak tu się nie uśmiechać od rana, gdy jest tak wspaniała
pogoda? Świeci słońce, niebo bezchmurne, drzewa zielone. Idealnie. Gdyby tak
mogło być przez cały rok… No, ale nie byłoby wówczas takiej frajdy na wiosnę, że
pierwsze pąki na drzewach się pojawiają.
Co jak co, ale pogoda jest iście wakacyjna. Człowiekowi w
głowie relaks, odpoczynek, leniuchowanie z książką na leżaczku… My czasem
robimy sobie plażing pod Miejscem, bo Chłopaki eleganckie do plażingu fotele
przed witrynę wystawiają. Dziś nawet mogłabym się rozłożyć na pięknym kocu, jednak szklarniowe warunki panujące w pasażu Dietla 45-Miodowa 4, sprawiłyby, że zbyt wcześnie bym dojrzeć mogła.
I wyobraźcie sobie, że istnieją ludzie, którzy na te niepowtarzalne okoliczności przyrody narzekają. A bo wystarczyłoby 25 stopni, bo deszcz powinien trochę pokropić, a bo upał znów. Kurczę, ja nie mówię, że pogoda idealna dla wszystkich jest, ale gdyby tak nauczyć się cieszyć z tego, co jest, a nie ubolewać nad tym, czego nie ma, wyszłoby z pożytkiem dla wszystkich. Społeczeństwo nabrałoby optymizmu, dystansu do świata, a co najważniejsze – do pogody i jakoś tak byłoby łatwiej wszystko akceptować. Czemuż mamy narzekać na coś, na co wpływu nie mamy?
I wyobraźcie sobie, że istnieją ludzie, którzy na te niepowtarzalne okoliczności przyrody narzekają. A bo wystarczyłoby 25 stopni, bo deszcz powinien trochę pokropić, a bo upał znów. Kurczę, ja nie mówię, że pogoda idealna dla wszystkich jest, ale gdyby tak nauczyć się cieszyć z tego, co jest, a nie ubolewać nad tym, czego nie ma, wyszłoby z pożytkiem dla wszystkich. Społeczeństwo nabrałoby optymizmu, dystansu do świata, a co najważniejsze – do pogody i jakoś tak byłoby łatwiej wszystko akceptować. Czemuż mamy narzekać na coś, na co wpływu nie mamy?
Dziś trochę w innym temacie się pokręcić bym chciała, ale również o
pozytywnych cechach będę mówić, bo o tolerancji. I to tolerancję we wszystkich życia aspektach polecam, ale tym, o którym szczególnie chciałabym napisać, to kwestie
związane z wegetarianizmem, weganizmem i tym, kiedy się je mięso.
Na wstępie, chcę powiedzieć, że odklejam od siebie wszelkie
etykiety. Jestem lyda i to co jem, to moja sprawa. Moja i nie moja.
Oczywistym jest, że MeLaski nie jedzą zwierząt, bo mówiłyśmy
o tym od samego początku i mówić będziemy pewnie zawsze. Nie oznacza to jednak,
że sympatyzujemy tylko i wyłącznie z osobami o takich upodobaniach
żywieniowych. Absolutnie nie. Co więcej, większość moich Przyjaciół, to Osoby
jedzące mięso. W jedzeniu mięsa przeze mnie widziałabym coś złego, w jedzeniu
mięsa przez nich nie mogę tego widzieć. To ich indywidualna sprawa. Nie mam
prawa do tego, by ich oceniać. Oni doskonale znają moje zdanie, ale wybierają inaczej. Czy gdyby byli tylko roślinożerni, lubiłabym ich
bardziej? Nie. Jasne, że uważam, że jedzenie mięsa jest niezdrowe, że
przyczynia się do wielu chorób, że wręcz jest nienaturalne trochę, ale każdy
człowiek ma swój rozum, ma swoje serce, ma swoje wartości.
Propagowanie wege stylu życia nie jest równoznaczne z oceną,
że ktoś, kto je mięso jest zły.
Propagujemy taką dietę, bo uważamy, że dzięki temu można
zrobić coś dobrego dla siebie, dla środowiska, w którym żyjemy, bo trzeba
zmniejszyć ilość spożywanych toksyn, których w mięsie jest bardzo dużo. Czuję,
że dla mnie, to jedyna dobra ścieżka prowadząca do dobrego samopoczucia i
dobrej kondycji.
Nie każdy musi czuć tak samo jak ja.
Jeśli wybierzesz ścieżkę podobną do mojej, super, myślimy podobnie w tej kwestii. Ale na życie składa się milion różnych kwestii, i w tych innych kwestiach możemy się całkowicie różnić.
Nie każdy musi czuć tak samo jak ja.
Jeśli wybierzesz ścieżkę podobną do mojej, super, myślimy podobnie w tej kwestii. Ale na życie składa się milion różnych kwestii, i w tych innych kwestiach możemy się całkowicie różnić.
Czasem mi mówią, że jestem ortodoksem, bo wybór partnera
warunkuję tym, czy jest wegetarianinem. Mój Mąż nie był wege gdy się
poznaliśmy, ale jadł mięsa bardzo mało i nie było to żadnym problemem dla Niego, by przestać jeść w ogóle. Ja nie stanęłam
nad Nim z nożem i powiedziałam: „Mięcho albo ja!” On sam do tego dojrzał i sam
wybrał taki sposób odżywiania, którego teraz by nie zmienił. Nie połączyła nas
dieta wege, a właśnie te wszystkie inne kwestie.
Nie chcę tez mówić, że tylko i wyłącznie niejedzenie mięsa
sprawi, że będziecie żyć 150 lat (choć dużo w tym prawdy). Mamy mnóstwo Klientów, którzy jedzą mięso,
ale kupują tylko i wyłącznie ekologiczne warzywa i owoce, dbają o codzienną
aktywność fizyczną, umieją prawidłowo oddychać, piją dużo wody, a do tego ich
głowy przepełnione są dobrymi myślami, nie marudzą, pomagają innym, są po
prostu fajnymi ludźmi. A z drugiej strony są weganie, którzy kompletnie nie
dbają o jakość pożywienia, wcinają fastfoody. Ok, dla nich najważniejsza jest
idea i ja tego nie śmiem krytykować.
Do czego zmierzam?
Nie oceniajmy siebie nawzajem.
Dostrzeżmy, że każdy z nas jest inny, wyjątkowy i wspaniały,
ale na swój sposób.
Nie przekreślajmy kogoś, bo ma w jakiejś kwestii inne
zdanie.
Moja miłość do rapu zaczęła się, gdy miałam jakieś 12-13
lat. I to prawdziwa miłość, zapewniam. No i co, nadchodzi moment spotykania z Rudą w Krakowie, po "iluś" tam latach, poznajemy się, Ona jest
zupełnie z innej bajki, słucha zupełnie innej muzyki, więc ja Jej mówię: „Ruda,
nie lubisz rapu, więc jesteś głupia i nie będę się z Tobą koleżankować”. I nie
byłoby przyjaźni, nie byłoby MELASY, MeLasek i tego wszystkiego, co
stworzyłyśmy razem.
Czy to miałoby sens? Czy warto odrzucać kogoś, bo w jednej sprawie ma inne zdanie?
Do czego zmierzam? Part II
Wśród wegan zauważyłam dużo agresji wobec wegetarian i osób
jedzących mięso.
Strasznie mnie to dziwi, ponieważ odkąd sama nie jem
zwierząt, jestem bardziej płaczliwa, wrażliwa, niesamowicie szybko się
wzruszam. Tak jakbym po prostu złagodniała. Ta niezrozumiała w żaden sposób dla
mnie agresja, trochę mnie przeraża i zasmuca zarazem. Kiedy widzę, posty na
facebooku, że wegetarianin jest zły, jakoś tak dziwnie się czuję.
Wspaniale, że ludzie są aktywni, że chcą powiedzieć jak
największej liczbie osób „WEGANIZM JEST SUPER” (bo tak rzeczywiście jest). Ale
fatalnie jeśli temu towarzyszy surowe ocenianie innych ludzi. Nikt nie ma prawa
do tego, by zarzucać komuś, że jego poglądy są złe. Owszem mogą być złe, ale tylko w moim
mniemaniu.
To tak jak przy innych spornych sprawach… Ktoś jest za aborcją,
ja zdecydowanie nie. Ale nie mówię temu komuś: „jesteś zła, bo popierasz”. Jestem
bardzo antyreligijna, ale niebawem jadę na chrzciny do prześlicznej kochanej
Dziewczynki. Mam swoje zupełnie inne zdanie, ale nie mam prawa oceniać wyboru
drugiego odrębnego człowieka.
Różnorodność jest fantastyczna.
Różnorodność jest fantastyczna.
Świat może być wspaniały.
Relacje międzyludzkie mogą być wspaniałe.
ALE szanujmy się nawzajem, szanujmy swoją odrębność, szanujmy
swoje wybory.
Peace.
LyDa
niedziela, 4 sierpnia 2013
Motywuj się!
Heya!
W naszej ankiecie, którą
zdołało ukończyć zaledwie kilkoro z Was, mimo że kilkadziesiąt Osób ją włączyło
i zapewne tylko rzuciło na nią wzrokiem, uznając że jest za długa, znalazłam
wpis, że fajnie by było, gdyby więcej postów na ecofriendlycrew się pojawiało.
Też bym tego chciała. Jest jednak kilka czynników, które sprawiają, że posty pojawiają
się rzadko. A mianowicie są to: lenistwo, słomiany zapał, a bo nie wiem, o czym
napisać (mimo, że tematów można wymyślić milion pięćset sto osiemset), a bo
jest coś ważniejszego do zrobienia. Mimo pracy nad wyznaczaniem celów, nie
trzymam się planu. Albo mam za słabe nagrody za wykonanie pracy albo za słabe
kary za niewykonanie. Chyba jedno i drugie. Trudno się tak pilnować we
wszystkim. Ale Brian Tracy mówi „samodyscyplina stanowi klucz do wielkości
człowieka”. Tak, tak, tak. Dużo w tym prawdy. W każdej sferze życia
samodyscyplina człowieka jest jedną z najważniejszych cech gwarantującą rozwój
jego wewnętrzny i zewnętrzny z resztą też (cokolwiek mam tu na myśli). Weźmy
pod uwagę kilka aspektów…
Podobno, jak głosi film
„Jedzenie ma znaczenie”, nigdy nie odzyskamy dnia, w którym zamiast świeżych
zdrowych warzyw i owoców zjemy fastfoody. To znaczy, że jeśli dziś nie
dostarczę mojemu organizmowi dawki związków odżywczych, których potrzebuje, to
nie będę dała rady zrobić tego jutro zjadając podwójną porcję. Przydałoby się by
w 51% tego, co codziennie zjadamy, było surowe. To takie minimum. Patrzę z
podziwem na ludzi, którzy jedzą w 80 albo i w 90 % raw i pytam siebie dlaczego
ja tak nie jem. Mam przecież wszelkie możliwości do tego. Tak trudno jest się
odciąć od uzależnienia, jakim jest gotowane jedzenie. Nie mówię, że to jest nie
zdrowe, czy cuś, ale na bank nie dostarcza tylu wartości, co surowizna.
Podpowiada mi to logika i intuicja. Cel na dziś osiągnięty – Mąż zrobił mi na śniadanie zielonego szejka, w skład którego weszły: główka (duża główka) sałaty masłowej, 4 banany, 2 jabłka i 1 pomarańcza. Spłynęła na mnie taka dawka energii, że piesza podróż przez pagórkowate Michałowice nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, a co więcej – był moment, gdy Jarek został w tyle, a ja, z torebką jak na damę przystoi, podbiegałam do góry. Tak więc, żeby trwać w dobrym zdrowiu, potrzeba niezwykłej samodyscypliny, by jeść tylko to co warto jeść naprawdę, by nie traktować siebie jak śmietnik. Nie, żebym ja była taka święta, co to, to a pewno nie, ale staram się.
Podpowiada mi to logika i intuicja. Cel na dziś osiągnięty – Mąż zrobił mi na śniadanie zielonego szejka, w skład którego weszły: główka (duża główka) sałaty masłowej, 4 banany, 2 jabłka i 1 pomarańcza. Spłynęła na mnie taka dawka energii, że piesza podróż przez pagórkowate Michałowice nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, a co więcej – był moment, gdy Jarek został w tyle, a ja, z torebką jak na damę przystoi, podbiegałam do góry. Tak więc, żeby trwać w dobrym zdrowiu, potrzeba niezwykłej samodyscypliny, by jeść tylko to co warto jeść naprawdę, by nie traktować siebie jak śmietnik. Nie, żebym ja była taka święta, co to, to a pewno nie, ale staram się.
Ooo… to jest ważne, tak
ważne, że nie ćwicząc mam ogromne wyrzuty sumienia, chyba nawet większe niż w
przypadku zjedzenia zapiekanki. Tak dobrze się czuję, gdy o poranku, przed
MELASOWYM stróżowaniem, wyskoczę na jakiś szybki marsz. Dodaje mi to energii na
cały dzień, dobrego humoru i takiej kreatywności. Na pewno jestem wtedy
zdecydowanie lepszym sprzedawcą-kasjerem w naszym boksie, jestem dla wszystkich
jeszcze milsza, no bo na co dzień jestem miła, ale wtedy jeszcze bardziej
wszystkich lubię, no i z całą pewnością mam ogólnie rzecz biorąc więcej chęci
do życia. Najważniejsza w tym wszystkim jest systematyczność, jeśli się nie
chce, to zmusić się trzeba i już (i kto to mówi… ktoś, kto chęci ma ogromne
codziennie, ale notorycznie szuka wymówek buu). Wydaje mi się, że można by zrobić
sobie taką analizę (teraz na to wpadłam), rozpisując co jest dobre dla mojego
organizmu, a co go niszczy. Potem zrobić podsumowanie, co mi się bardziej
opłaca i postawić sobie cel adekwatny do tego, na jaki pułap
kondycyjno-fizyczny chce się wskoczyć. Gdy to piszę, wyobrażam sobie siebie
biegnącą 40 min bez zadyszki! po pięknym zielonym lesie o 7 rano. Eh
rozmarzyłam się :-)
Niezaprzeczalnie samodyscyplina
w pracy to podstawa podstaw. Czy prowadzi się własny biznes czy pracuje się na
etacie czy jest się freelancer`em, jeśli nie ma człowiek w sobie dyscypliny, to
efektywność leży. Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć. Jeśli chcemy się
rozwijać zawodowo, więcej zarabiać, musimy podejmować konkretne działania,
które powtarzamy każdego dnia, które mają zbliżać nas do osiągnięcia wyznaczonego
celu. W sytuacji, gdy większość czasu pracy przeznaczamy na relaks, to jest:
przeglądanie facebook`a, prywatne rozmowy z współpracownikami, przerwy na kawę,
stoimy w miejscu. Staram się, to znaczy dokładniej mówiąc uczę się wyznaczać
sobie zadania na każdy dzień. Zazwyczaj robię to rano przed pracą. Oczywiście
rzadko udaje mi się spełnić wszystko tak jak zamierzyłam, ale to dopiero
początki, muszę wypracować w sobie umiejętność szybkiej mobilizacji do pracy. Bardzo
miło jest urządzać sobie pogawędki z Rudą, ale to nie przynosi zysków. A MELASAmusi zarabiać, bo idea, którą się kierujemy jest wspaniała i jest dla nas
najważniejsza, ale MELASA to sklep, to nasz biznes, który ma zapewnić nam godne
życie na poziomie, do którego dążymy.
Dziękujemy Wszystkim,
którzy zawsze nam tak dobrze życzą, którzy trzymają kciuki, którzy nie tracą
nigdy pewności, że odniesiemy sukces :-)
Ja tak do końca nie wiem w
sumie, o czym byście chcieli, żebyśmy pisały… Po częstotliwości wejść na bloga
po danym poście, zauważyłam, że wolicie takie posty od serca pisane. Produktowe
Was mało interesują :-) Nie dziwi mnie to ani trochę, ale wiecie…
pozycjonowanie i te sprawy ;-)
Peace.
LyDa
piątek, 2 sierpnia 2013
Z wycieczki na wieś zdjęć kilka
Dobry wieczór :-)
![]() |
Oj dobrze, że tych słoneczników na wsi mają duuużo |
![]() |
Wiecie, że to melon?! Ha ciekawe jak będzie smakował |
![]() |
Zebraliśmy ogóry, które w czasie Night Sale Ruda dodała do koreczków :-) Mniam, mniam... |
![]() |
Tak, tak, to moja ręka :-) |
![]() |
Pomidorki powoli dojrzewają... :-) |
![]() |
Zgadnijcie, co to za roślina! |
![]() |
A ten koper zamieszkał w MELASIE |
Dobranoc :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Etykiety
4 greens
acai
afirmacja
balsam solaris
barbecue
bez fluoru
bikini burn
biodegradowalne środki czystości
brian tracy
brykiet
cel
cele
chlorella
coke live music festival
cukier
cukier brzozowy
czary bez
dobrobyt
dostatek
dr nona
dr. nona
dworek białoprądnicki
dziecko
eco
ecobrykiet
ekologia
ekologiczne
ekologiczne środki czystości
ekologiczny
ekologiczny dom
eks magazyn
energia
ewa kasprzyk
extra virgin
familove
filharmonicy wiedeńscy
fit jest sexy
gonseen
grill
grudzień
hand made
homa
intuicja
Jacek Bilczyński
JAGODY ACAI
jagody goji
jedz
KAKAO
kalendarz
kalendarze książkowe
kaliber 44
kartki świąteczne
kochaj
KOKO
KOKODESIGN
koło życia
koncepcja smart
konkurs
kraków jest fit
krem dynamiczny
krzem
ksylitol
ksylitol kraków
Kurt Tepperwein
kwasek cytrynowy
lawenda
lemoniada
lody ryżowe
lody sojowe
lody wegańskie
luksus
MACA
magik
mama
medytacja
melasa
microgreens
miejsce
milioner
miswak
morze martwe
mód się
nadchodzący rok
naturalna pielęgnacja
naturalne kosmetyki
obżarstwo
oczyszczanie organizmu
oczyszczanie z toksyn
odchudzanie
odtruwanie organizmu
odżywianie
olej arganowy
olej kokosowy
olej lniany
olejek pichtowy
oliwa z oliwek
omsica
organiczne napoje
osho
ostropest
ostropest plamisty
otyłość
pasożyty
pepsi eliot
plan dnia
plan doksonały
pocztówki świąteczne
podświadomość
Pokój ludziom dobrej woli
pono
poradnik
postanowienia noworoczne
pozytywne myślenie
pozytywne życie
prawo przyciągania
preparaty dr nona
produkty dr nona
prosto
psychosomatyka
raw
recepta
recepta na szczęście
regeneracja
reset
rozwój osobisty
rumianek
rytuały tybetańskie
sekret
siewki
siła
sklep ekologiczny
sklep ze zdrową żywnością
smog
soda oczyszczona
sokół i marysia starosta
solaris
sól
sól himalajska
sól z morza martwego
spirulina
stres
stuGo
super foods
szczoteczka do zębów
światowy dzień walki z otyłością
światowy dzień zdrowia
święta bożego narodzenia
tanie warzywa
this is bio
tolerancja
trawa jęczmienna
trawa pszeniczna
walka z rostępami
wątroba
weganizm
wegański
wegetarianizm
WHO
whole earth
więcej szmalu
wizjoner
wizualizacje
wu-tang clan
zdrowa żywność
zdrowe odżywianie
zdrowie
zdrowy tryb życia
ziemia okrzemkowa
żurawina
życzenia noworoczne
życzenia świąteczne
żywność organiczna