Szukaj na blogu

wtorek, 13 sierpnia 2013

Marzenia się spełniają... Wu-Tang Clan w Krk!

Cze Państwu.

Mam Wam dziś do zakomunikowania jedną bardzo specjalną rzecz. I zanim zaczniecie krytykować i mówić, że bujdy opowiadam, to rozkmincie, czy warto być takimi do bólu realistami.

Uwaga!

Marzenia się spełniają!

Doświadczyłam tego ja osobiście wraz z mym Mężem Jarkiem Wu w chłodną noc z 10 na 11.08.2013. w czasie Coke Live Music FetivalZatem co też się wydarzyło w ów wyjątkowy wieczór?

Marzeniem naszym wspólnym było pojechać do USA na koncert Wu-Tang Clan. Dlaczego pojechać, a właściwie polecieć? Nie spodziewaliśmy się, że Ci Panowie mogą przyjechać do Polski albo raczej nie spodziewaliśmy się, że ktoś ich do Polski znów zaprosi. I tak pewnego dnia wieść po Internecie się rozeszła, że Wu-Tang przyjeżdża nie tylko do Polski, nie tylko do Krakowa, ale prawie pod nasz dom, bo 15 min (okrężną drogą, by głównym wejściem wejść) mamy na piechotę do Muzeum Lotnictwa. Happiness!
OK, wiemy, że koncert, wiemy że na pewno idziemy, ale bilety na jeden dzień - 155 zł od łebka. Biorąc pod uwagę, że nikt poza Wu-Tang nas nie interesował, dużo. Czekaliśmy do ostatniej chwili z ich kupnem. W czwartek przed koncertem kupiłam bilety o godz. 16, 2 h później naszemu Koledze kupić się ich już nie udało. Co prawda, "dodrukowali" dodatkową pulę biletów, ale znów okazało się nie być ich wystarczająco dużo, ponieważ przy Bora-Komorowskiego co kawałek stał nieszczęśliwy człowiek z kartką na szyi „KUPIĘ BILET”.
Udało nam się! Happiness po raz drugi!
Jesteśmy na terenie festiwalu. Pierwszy koncert, który dane nam było usłyszeć, to koncert Ras Luty. Ani ja ani tym bardziej Mąż fanami reggae zbytnio nie jesteśmy, więc nic a nic nas to nie ruszyło. Przenieśliśmy się pod dużą scenę na występ Tres.B – ładna dziewczynka z gitarą w kształcie motyla, ale klimat muzyczny absolutnie odpada. Zagrała o 21 zamiast naszych ulubieńców, ponieważ z rzekomych problemów z transportem, koncert został przesunięty na 1 w nocy! Oh no! Było mi zimno i zaczęłam naprawdę marudzić... 

No tak, chciałoby się coś zjeść skoro czasu mamy tyle... Pominąwszy, że nic wegańskiego do jedzenia nie było, to tak: frytki (mini porcja) – 6 zł, gofr (najtańsza wersja, bo były i po 12 zł) – 6 zł, zapiekanka – 6 zł, chipsy – 6 zł. Masakra, i my mamy w MELASIE drogo? Za takie shitowe jedzenie tyle kasy chcieli!! Buu…

Co następuje dalej? Koncert Florence & The Machine. Nic nam to wcześniej nie mówiło. Początkowo wszystkie piosenki zlewały się jedna z drugą, jakby na jedno kopyto. Jednakże muszę przyznać, że całość stanowiła dosyć przyjemne słuchowisko przez 1,5 h. Teraz, gdy słyszę ich w radio już wiem, że to, to właśnie Florence. Koncert ten nie wpłynął jednak na mój gust muzyczny w żaden sposób i sama z siebie na pewno na YouTube ich utworów sobie włączać nie będę. Podobno Coke należał do tej "26-letniej Brytyjki"... Ja się z tym zgodzić nie mogę.
Źródło: fanpage Coke Live Music Festival
Koniec grania Florence. Dziewczynki z wiankami we włosach wykruszyły się spod sceny i wkroczyliśmy my – druga część publiki, która na rap prawdziwy przyszła. Aaajjj… Gdy tylko RZA pojawił się na scenie… tłum oszalał :-) Dzieeewczyny, a jak on się prezentował… mówię Wam, 100 razy lepiej niż w klipach… ;-) Po kolei Panowie wyskakiwali z backstage`u. Zabrakło tylko Reakwona (on moim ulubieńcem akurat nie jest); zamiast Niego popis dał Cappadonna – jak to mój Mąż mówi - nieoficjalny członek Wu-Tangów, przyjaciel rodziny :-)
Co to były za emocje!
Z jednej strony jestem absolutną przeciwniczką robienia bożków z ludzi. Ale w muzyce jestem zakochana od zawsze, więc widząc z bliska Gości, których tylko w klipach mogłam oglądać i muzyki ich z CD słuchać, mogę całkowicie zrozumieć na czym polega ten szał na koncertach, j a t e ż o s z a l a ł a m. To było po prostu niesamowite. Nawet zdjęć nie robiliśmy, nagraliśmy może 2-3 niecałe utwory, uznając, że to co właśnie w tym momencie przeżywamy jest najważniejsze i żadne zdjęcia nie oddadzą tego wspaniałego uczucia, jakie towarzyszyło nam przez cały ich występ. A do tego dj Mathematics… zmiażdżył :-) Method Man rzucał się „na publiczność”, podobno był bardzo ciężki, heh, takie komentarze w necie można znaleźć. GZA coś mało nawijał, ale za spotkanie z nim face to face wybaczamy ;-) Koncert piękny. Chcemy znów!

Źródło: fanpage Coke Live Music Festival

Aaach!

Co było nie halo?
Ceny, ceny i jeszcze raz ceny! Zabrakło innych koncertów hip-hopowych. Chociaż na małej scenie mógł Ktoś z Polski wystąpić zamiast Ras Luty… I tłum. Koncerty kocham, tłumów nie znoszę. Mimo, że udało nam się tak blisko sceny podejść, że Jarek z całą ekipą poprzybijał piątki, to ja wytrzymałam tam jedynie pół występu, drugie pół spędziłam ciut dalej, tam, gdzie dochodziło powietrze.

Podsumowując, zdecydowanie polecam Wszystkim wiarę w możliwość spełniania się marzeń :-) Marzenia sprawiają, że zawsze pozostaje w nas w pewnym sensie dziecko, a to jest absolutnie fantastyczne! A i jeszcze jedno... 310 zł za bilety to nasza najlepsza inwestycja tego lata!

Bawcie się i cieszcie życiem!

Pozdro,

Lyda

środa, 7 sierpnia 2013

Jesteśmy w telewizorze

Siemano!

W poniedziałek, jak co tydzień, odwiedziła nas Pepsi Eliot, blogerka, witarianka, Kobieta, która po wyjściu z MELASY pozostawia tam mega pozytywną energię. I nie żebym tu coś zmyślała, bo mówiłam o tym Rudej już dawno temu, na początku naszej z Pepsi znajomości. Po prostu w życiu spotyka się różnych ludzi: niektórzy mogą okazać się wampirami, którzy odbierają nam energię, osłabiają nasze pozytywne nastawienie, podcinają nam skrzydła; inni z kolei okazują się być świetnymi "MOTYWATORAMI". I to z tymi drugimi polecam się kolegować. Mogłabym tu jeszcze powypisywać inne sprawy, które w swoim życiu ogarnęłam za sprawą tego bloga, ale wiem, że to niepotrzebne.

A więc Pepsi Eliot wpadła do nas z kamerą! Przyłapała Rudą na pogawędkach z Netką, a mnie wcinającą na obiad sałatkę (sałata zielona strzępiasta, pomidorki koktajlowe, oliwa z oliwek, pestki dyni, troszeczkę przyprawy śródziemnomorskiej). Gdybym wiedziała, to może jakoś lepiej bym się ubrała czy poćwiczyła dykcję przed lustrem ;-)

Film wyszedł kapitalnie!

Hejterzy powiedzą, że głosy mamy brzydkie, że nie umiemy nic powiedzieć, że w ogóle żal... Ale my to mamy w nosie! Jesteśmy świadome swoich niedoskonałości :-)

Sprawdźcie sami:


Elo!
"Pokój ludziom dobrej woli!"
LyDa

wtorek, 6 sierpnia 2013

A ja jestem tolerancyjna

Dzień dobry :-)

Jak tu się nie uśmiechać od rana, gdy jest tak wspaniała pogoda? Świeci słońce, niebo bezchmurne, drzewa zielone. Idealnie. Gdyby tak mogło być przez cały rok… No, ale nie byłoby wówczas takiej frajdy na wiosnę, że pierwsze pąki na drzewach się pojawiają.
Co jak co, ale pogoda jest iście wakacyjna. Człowiekowi w głowie relaks, odpoczynek, leniuchowanie z książką na leżaczku… My czasem robimy sobie plażing pod Miejscem, bo Chłopaki eleganckie do plażingu fotele przed witrynę wystawiają. Dziś nawet mogłabym się rozłożyć na pięknym kocu, jednak szklarniowe warunki panujące w pasażu Dietla 45-Miodowa 4, sprawiłyby, że zbyt wcześnie bym dojrzeć mogła.
I wyobraźcie sobie, że istnieją ludzie, którzy na te niepowtarzalne okoliczności przyrody narzekają. A bo wystarczyłoby 25 stopni, bo deszcz powinien trochę pokropić, a bo upał znów. Kurczę, ja nie mówię, że pogoda idealna dla wszystkich jest, ale gdyby tak nauczyć się cieszyć z tego, co jest, a nie ubolewać nad tym, czego nie ma, wyszłoby z pożytkiem dla wszystkich. Społeczeństwo nabrałoby optymizmu, dystansu do świata, a co najważniejsze – do pogody i jakoś tak byłoby łatwiej wszystko akceptować. Czemuż mamy narzekać na coś, na co wpływu nie mamy?

Dziś trochę w innym temacie się pokręcić bym chciała, ale również o pozytywnych cechach będę mówić, bo o tolerancji. I to tolerancję we wszystkich życia aspektach polecam, ale tym, o którym szczególnie chciałabym napisać, to kwestie związane z wegetarianizmem, weganizmem i tym, kiedy się je mięso.
Na wstępie, chcę powiedzieć, że odklejam od siebie wszelkie etykiety. Jestem lyda i to co jem, to moja sprawa. Moja i nie moja.
Oczywistym jest, że MeLaski nie jedzą zwierząt, bo mówiłyśmy o tym od samego początku i mówić będziemy pewnie zawsze. Nie oznacza to jednak, że sympatyzujemy tylko i wyłącznie z osobami o takich upodobaniach żywieniowych. Absolutnie nie. Co więcej, większość moich Przyjaciół, to Osoby jedzące mięso. W jedzeniu mięsa przeze mnie widziałabym coś złego, w jedzeniu mięsa przez nich nie mogę tego widzieć. To ich indywidualna sprawa. Nie mam prawa do tego, by ich oceniać. Oni doskonale znają moje zdanie, ale wybierają inaczej. Czy gdyby byli tylko roślinożerni, lubiłabym ich bardziej? Nie. Jasne, że uważam, że jedzenie mięsa jest niezdrowe, że przyczynia się do wielu chorób, że wręcz jest nienaturalne trochę, ale każdy człowiek ma swój rozum, ma swoje serce, ma swoje wartości.

Propagowanie wege stylu życia nie jest równoznaczne z oceną, że ktoś, kto je mięso jest zły.

Propagujemy taką dietę, bo uważamy, że dzięki temu można zrobić coś dobrego dla siebie, dla środowiska, w którym żyjemy, bo trzeba zmniejszyć ilość spożywanych toksyn, których w mięsie jest bardzo dużo. Czuję, że dla mnie, to jedyna dobra ścieżka prowadząca do dobrego samopoczucia i dobrej kondycji.

Nie każdy musi czuć tak samo jak ja.

Jeśli wybierzesz ścieżkę podobną do mojej, super, myślimy podobnie w tej kwestii. Ale na życie składa się milion różnych kwestii, i w tych innych kwestiach możemy się całkowicie różnić.
Czasem mi mówią, że jestem ortodoksem, bo wybór partnera warunkuję tym, czy jest wegetarianinem. Mój Mąż nie był wege gdy się poznaliśmy, ale jadł mięsa bardzo mało i nie było to żadnym problemem dla Niego, by przestać jeść w ogóle. Ja nie stanęłam nad Nim z nożem i powiedziałam: „Mięcho albo ja!” On sam do tego dojrzał i sam wybrał taki sposób odżywiania, którego teraz by nie zmienił. Nie połączyła nas dieta wege, a właśnie te wszystkie inne kwestie.
Nie chcę tez mówić, że tylko i wyłącznie niejedzenie mięsa sprawi, że będziecie żyć 150 lat (choć dużo w tym prawdy). Mamy mnóstwo Klientów, którzy jedzą mięso, ale kupują tylko i wyłącznie ekologiczne warzywa i owoce, dbają o codzienną aktywność fizyczną, umieją prawidłowo oddychać, piją dużo wody, a do tego ich głowy przepełnione są dobrymi myślami, nie marudzą, pomagają innym, są po prostu fajnymi ludźmi. A z drugiej strony są weganie, którzy kompletnie nie dbają o jakość pożywienia, wcinają fastfoody. Ok, dla nich najważniejsza jest idea i ja tego nie śmiem krytykować.

Do czego zmierzam?

Nie oceniajmy siebie nawzajem.
Dostrzeżmy, że każdy z nas jest inny, wyjątkowy i wspaniały, ale na swój sposób.
Nie przekreślajmy kogoś, bo ma w jakiejś kwestii inne zdanie.

Moja miłość do rapu zaczęła się, gdy miałam jakieś 12-13 lat. I to prawdziwa miłość, zapewniam. No i co, nadchodzi moment spotykania z Rudą w Krakowie, po "iluś" tam latach, poznajemy się, Ona jest zupełnie z innej bajki, słucha zupełnie innej muzyki, więc ja Jej mówię: „Ruda, nie lubisz rapu, więc jesteś głupia i nie będę się z Tobą koleżankować”. I nie byłoby przyjaźni, nie byłoby MELASY, MeLasek i tego wszystkiego, co stworzyłyśmy razem.
Czy to miałoby sens? Czy warto odrzucać kogoś, bo w jednej sprawie ma inne zdanie?

Do czego zmierzam? Part II

Wśród wegan zauważyłam dużo agresji wobec wegetarian i osób jedzących mięso.
Strasznie mnie to dziwi, ponieważ odkąd sama nie jem zwierząt, jestem bardziej płaczliwa, wrażliwa, niesamowicie szybko się wzruszam. Tak jakbym po prostu złagodniała. Ta niezrozumiała w żaden sposób dla mnie agresja, trochę mnie przeraża i zasmuca zarazem. Kiedy widzę, posty na facebooku, że wegetarianin jest zły, jakoś tak dziwnie się czuję.
Wspaniale, że ludzie są aktywni, że chcą powiedzieć jak największej liczbie osób „WEGANIZM JEST SUPER” (bo tak rzeczywiście jest). Ale fatalnie jeśli temu towarzyszy surowe ocenianie innych ludzi. Nikt nie ma prawa do tego, by zarzucać komuś, że jego poglądy są złe. Owszem mogą być złe, ale tylko w moim mniemaniu.

To tak jak przy innych spornych sprawach… Ktoś jest za aborcją, ja zdecydowanie nie. Ale nie mówię temu komuś: „jesteś zła, bo popierasz”. Jestem bardzo antyreligijna, ale niebawem jadę na chrzciny do prześlicznej kochanej Dziewczynki. Mam swoje zupełnie inne zdanie, ale nie mam prawa oceniać wyboru drugiego odrębnego człowieka.

Różnorodność jest fantastyczna.

Świat może być wspaniały.
Relacje międzyludzkie mogą być wspaniałe.
ALE szanujmy się nawzajem, szanujmy swoją odrębność, szanujmy swoje wybory.

Peace.

LyDa

niedziela, 4 sierpnia 2013

Motywuj się!

Heya!

W naszej ankiecie, którą zdołało ukończyć zaledwie kilkoro z Was, mimo że kilkadziesiąt Osób ją włączyło i zapewne tylko rzuciło na nią wzrokiem, uznając że jest za długa, znalazłam wpis, że fajnie by było, gdyby więcej postów na ecofriendlycrew się pojawiało. Też bym tego chciała. Jest jednak kilka czynników, które sprawiają, że posty pojawiają się rzadko. A mianowicie są to: lenistwo, słomiany zapał, a bo nie wiem, o czym napisać (mimo, że tematów można wymyślić milion pięćset sto osiemset), a bo jest coś ważniejszego do zrobienia. Mimo pracy nad wyznaczaniem celów, nie trzymam się planu. Albo mam za słabe nagrody za wykonanie pracy albo za słabe kary za niewykonanie. Chyba jedno i drugie. Trudno się tak pilnować we wszystkim. Ale Brian Tracy mówi „samodyscyplina stanowi klucz do wielkości człowieka”. Tak, tak, tak. Dużo w tym prawdy. W każdej sferze życia samodyscyplina człowieka jest jedną z najważniejszych cech gwarantującą rozwój jego wewnętrzny i zewnętrzny z resztą też (cokolwiek mam tu na myśli). Weźmy pod uwagę kilka aspektów…


Zdrowotno-żywieniowy.

Podobno, jak głosi film „Jedzenie ma znaczenie”, nigdy nie odzyskamy dnia, w którym zamiast świeżych zdrowych warzyw i owoców zjemy fastfoody. To znaczy, że jeśli dziś nie dostarczę mojemu organizmowi dawki związków odżywczych, których potrzebuje, to nie będę dała rady zrobić tego jutro zjadając podwójną porcję. Przydałoby się by w 51% tego, co codziennie zjadamy, było surowe. To takie minimum. Patrzę z podziwem na ludzi, którzy jedzą w 80 albo i w 90 % raw i pytam siebie dlaczego ja tak nie jem. Mam przecież wszelkie możliwości do tego. Tak trudno jest się odciąć od uzależnienia, jakim jest gotowane jedzenie. Nie mówię, że to jest nie zdrowe, czy cuś, ale na bank nie dostarcza tylu wartości, co surowizna.

Podpowiada mi to logika i intuicja. Cel na dziś osiągnięty – Mąż zrobił mi na śniadanie zielonego szejka, w skład którego weszły: główka (duża główka) sałaty masłowej, 4 banany, 2 jabłka i 1 pomarańcza. Spłynęła na mnie taka dawka energii, że piesza podróż przez pagórkowate Michałowice nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, a co więcej – był moment, gdy Jarek został w  tyle, a ja, z torebką jak na damę przystoi, podbiegałam do góry. Tak więc, żeby trwać w dobrym zdrowiu, potrzeba niezwykłej samodyscypliny, by jeść tylko to co warto jeść naprawdę, by nie traktować siebie jak śmietnik. Nie, żebym ja była taka święta, co to, to a pewno nie, ale staram się.

Zdrowotno-ćwiczeniowy.

Ooo… to jest ważne, tak ważne, że nie ćwicząc mam ogromne wyrzuty sumienia, chyba nawet większe niż w przypadku zjedzenia zapiekanki. Tak dobrze się czuję, gdy o poranku, przed MELASOWYM stróżowaniem, wyskoczę na jakiś szybki marsz. Dodaje mi to energii na cały dzień, dobrego humoru i takiej kreatywności. Na pewno jestem wtedy zdecydowanie lepszym sprzedawcą-kasjerem w naszym boksie, jestem dla wszystkich jeszcze milsza, no bo na co dzień jestem miła, ale wtedy jeszcze bardziej wszystkich lubię, no i z całą pewnością mam ogólnie rzecz biorąc więcej chęci do życia. Najważniejsza w tym wszystkim jest systematyczność, jeśli się nie chce, to zmusić się trzeba i już (i kto to mówi… ktoś, kto chęci ma ogromne codziennie, ale notorycznie szuka wymówek buu). Wydaje mi się, że można by zrobić sobie taką analizę (teraz na to wpadłam), rozpisując co jest dobre dla mojego organizmu, a co go niszczy. Potem zrobić podsumowanie, co mi się bardziej opłaca i postawić sobie cel adekwatny do tego, na jaki pułap kondycyjno-fizyczny chce się wskoczyć. Gdy to piszę, wyobrażam sobie siebie biegnącą 40 min bez zadyszki! po pięknym zielonym lesie o 7 rano. Eh rozmarzyłam się :-)


Się pracuje, się ma.

Niezaprzeczalnie samodyscyplina w pracy to podstawa podstaw. Czy prowadzi się własny biznes czy pracuje się na etacie czy jest się freelancer`em, jeśli nie ma człowiek w sobie dyscypliny, to efektywność leży. Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć. Jeśli chcemy się rozwijać zawodowo, więcej zarabiać, musimy podejmować konkretne działania, które powtarzamy każdego dnia, które mają zbliżać nas do osiągnięcia wyznaczonego celu. W sytuacji, gdy większość czasu pracy przeznaczamy na relaks, to jest: przeglądanie facebook`a, prywatne rozmowy z współpracownikami, przerwy na kawę, stoimy w miejscu. Staram się, to znaczy dokładniej mówiąc uczę się wyznaczać sobie zadania na każdy dzień. Zazwyczaj robię to rano przed pracą. Oczywiście rzadko udaje mi się spełnić wszystko tak jak zamierzyłam, ale to dopiero początki, muszę wypracować w sobie umiejętność szybkiej mobilizacji do pracy. Bardzo miło jest urządzać sobie pogawędki z Rudą, ale to nie przynosi zysków. A MELASAmusi zarabiać, bo idea, którą się kierujemy jest wspaniała i jest dla nas najważniejsza, ale MELASA to sklep, to nasz biznes, który ma zapewnić nam godne życie na poziomie, do którego dążymy.

Dziękujemy Wszystkim, którzy zawsze nam tak dobrze życzą, którzy trzymają kciuki, którzy nie tracą nigdy pewności, że odniesiemy sukces :-)

Ja tak do końca nie wiem w sumie, o czym byście chcieli, żebyśmy pisały… Po częstotliwości wejść na bloga po danym poście, zauważyłam, że wolicie takie posty od serca pisane. Produktowe Was mało interesują :-) Nie dziwi mnie to ani trochę, ale wiecie… pozycjonowanie i te sprawy ;-)

Peace.
LyDa

piątek, 2 sierpnia 2013

Z wycieczki na wieś zdjęć kilka

Dobry wieczór :-)

Oj dobrze, że tych słoneczników
na wsi mają duuużo


Wiecie, że to melon?! Ha ciekawe jak będzie smakował

Zebraliśmy ogóry, które w czasie Night Sale Ruda dodała do koreczków :-) Mniam, mniam...


Tak, tak, to moja ręka :-)

Pomidorki powoli dojrzewają... :-)

Zgadnijcie, co to za roślina!

A ten koper zamieszkał w MELASIE


Dobranoc :-)

Etykiety

4 greens acai afirmacja balsam solaris barbecue bez fluoru bikini burn biodegradowalne środki czystości brian tracy brykiet cel cele chlorella coke live music festival cukier cukier brzozowy czary bez dobrobyt dostatek dr nona dr. nona dworek białoprądnicki dziecko eco ecobrykiet ekologia ekologiczne ekologiczne środki czystości ekologiczny ekologiczny dom eks magazyn energia ewa kasprzyk extra virgin familove filharmonicy wiedeńscy fit jest sexy gonseen grill grudzień hand made homa intuicja Jacek Bilczyński JAGODY ACAI jagody goji jedz KAKAO kalendarz kalendarze książkowe kaliber 44 kartki świąteczne kochaj KOKO KOKODESIGN koło życia koncepcja smart konkurs kraków jest fit krem dynamiczny krzem ksylitol ksylitol kraków Kurt Tepperwein kwasek cytrynowy lawenda lemoniada lody ryżowe lody sojowe lody wegańskie luksus MACA magik mama medytacja melasa microgreens miejsce milioner miswak morze martwe mód się nadchodzący rok naturalna pielęgnacja naturalne kosmetyki obżarstwo oczyszczanie organizmu oczyszczanie z toksyn odchudzanie odtruwanie organizmu odżywianie olej arganowy olej kokosowy olej lniany olejek pichtowy oliwa z oliwek omsica organiczne napoje osho ostropest ostropest plamisty otyłość pasożyty pepsi eliot plan dnia plan doksonały pocztówki świąteczne podświadomość Pokój ludziom dobrej woli pono poradnik postanowienia noworoczne pozytywne myślenie pozytywne życie prawo przyciągania preparaty dr nona produkty dr nona prosto psychosomatyka raw recepta recepta na szczęście regeneracja reset rozwój osobisty rumianek rytuały tybetańskie sekret siewki siła sklep ekologiczny sklep ze zdrową żywnością smog soda oczyszczona sokół i marysia starosta solaris sól sól himalajska sól z morza martwego spirulina stres stuGo super foods szczoteczka do zębów światowy dzień walki z otyłością światowy dzień zdrowia święta bożego narodzenia tanie warzywa this is bio tolerancja trawa jęczmienna trawa pszeniczna walka z rostępami wątroba weganizm wegański wegetarianizm WHO whole earth więcej szmalu wizjoner wizualizacje wu-tang clan zdrowa żywność zdrowe odżywianie zdrowie zdrowy tryb życia ziemia okrzemkowa żurawina życzenia noworoczne życzenia świąteczne żywność organiczna