Heya!
W naszej ankiecie, którą
zdołało ukończyć zaledwie kilkoro z Was, mimo że kilkadziesiąt Osób ją włączyło
i zapewne tylko rzuciło na nią wzrokiem, uznając że jest za długa, znalazłam
wpis, że fajnie by było, gdyby więcej postów na ecofriendlycrew się pojawiało.
Też bym tego chciała. Jest jednak kilka czynników, które sprawiają, że posty pojawiają
się rzadko. A mianowicie są to: lenistwo, słomiany zapał, a bo nie wiem, o czym
napisać (mimo, że tematów można wymyślić milion pięćset sto osiemset), a bo
jest coś ważniejszego do zrobienia. Mimo pracy nad wyznaczaniem celów, nie
trzymam się planu. Albo mam za słabe nagrody za wykonanie pracy albo za słabe
kary za niewykonanie. Chyba jedno i drugie. Trudno się tak pilnować we
wszystkim. Ale Brian Tracy mówi „samodyscyplina stanowi klucz do wielkości
człowieka”. Tak, tak, tak. Dużo w tym prawdy. W każdej sferze życia
samodyscyplina człowieka jest jedną z najważniejszych cech gwarantującą rozwój
jego wewnętrzny i zewnętrzny z resztą też (cokolwiek mam tu na myśli). Weźmy
pod uwagę kilka aspektów…
Podobno, jak głosi film
„Jedzenie ma znaczenie”, nigdy nie odzyskamy dnia, w którym zamiast świeżych
zdrowych warzyw i owoców zjemy fastfoody. To znaczy, że jeśli dziś nie
dostarczę mojemu organizmowi dawki związków odżywczych, których potrzebuje, to
nie będę dała rady zrobić tego jutro zjadając podwójną porcję. Przydałoby się by
w 51% tego, co codziennie zjadamy, było surowe. To takie minimum. Patrzę z
podziwem na ludzi, którzy jedzą w 80 albo i w 90 % raw i pytam siebie dlaczego
ja tak nie jem. Mam przecież wszelkie możliwości do tego. Tak trudno jest się
odciąć od uzależnienia, jakim jest gotowane jedzenie. Nie mówię, że to jest nie
zdrowe, czy cuś, ale na bank nie dostarcza tylu wartości, co surowizna.
Podpowiada mi to logika i intuicja. Cel na dziś osiągnięty – Mąż zrobił mi na śniadanie zielonego szejka, w skład którego weszły: główka (duża główka) sałaty masłowej, 4 banany, 2 jabłka i 1 pomarańcza. Spłynęła na mnie taka dawka energii, że piesza podróż przez pagórkowate Michałowice nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, a co więcej – był moment, gdy Jarek został w tyle, a ja, z torebką jak na damę przystoi, podbiegałam do góry. Tak więc, żeby trwać w dobrym zdrowiu, potrzeba niezwykłej samodyscypliny, by jeść tylko to co warto jeść naprawdę, by nie traktować siebie jak śmietnik. Nie, żebym ja była taka święta, co to, to a pewno nie, ale staram się.
Podpowiada mi to logika i intuicja. Cel na dziś osiągnięty – Mąż zrobił mi na śniadanie zielonego szejka, w skład którego weszły: główka (duża główka) sałaty masłowej, 4 banany, 2 jabłka i 1 pomarańcza. Spłynęła na mnie taka dawka energii, że piesza podróż przez pagórkowate Michałowice nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, a co więcej – był moment, gdy Jarek został w tyle, a ja, z torebką jak na damę przystoi, podbiegałam do góry. Tak więc, żeby trwać w dobrym zdrowiu, potrzeba niezwykłej samodyscypliny, by jeść tylko to co warto jeść naprawdę, by nie traktować siebie jak śmietnik. Nie, żebym ja była taka święta, co to, to a pewno nie, ale staram się.
Ooo… to jest ważne, tak
ważne, że nie ćwicząc mam ogromne wyrzuty sumienia, chyba nawet większe niż w
przypadku zjedzenia zapiekanki. Tak dobrze się czuję, gdy o poranku, przed
MELASOWYM stróżowaniem, wyskoczę na jakiś szybki marsz. Dodaje mi to energii na
cały dzień, dobrego humoru i takiej kreatywności. Na pewno jestem wtedy
zdecydowanie lepszym sprzedawcą-kasjerem w naszym boksie, jestem dla wszystkich
jeszcze milsza, no bo na co dzień jestem miła, ale wtedy jeszcze bardziej
wszystkich lubię, no i z całą pewnością mam ogólnie rzecz biorąc więcej chęci
do życia. Najważniejsza w tym wszystkim jest systematyczność, jeśli się nie
chce, to zmusić się trzeba i już (i kto to mówi… ktoś, kto chęci ma ogromne
codziennie, ale notorycznie szuka wymówek buu). Wydaje mi się, że można by zrobić
sobie taką analizę (teraz na to wpadłam), rozpisując co jest dobre dla mojego
organizmu, a co go niszczy. Potem zrobić podsumowanie, co mi się bardziej
opłaca i postawić sobie cel adekwatny do tego, na jaki pułap
kondycyjno-fizyczny chce się wskoczyć. Gdy to piszę, wyobrażam sobie siebie
biegnącą 40 min bez zadyszki! po pięknym zielonym lesie o 7 rano. Eh
rozmarzyłam się :-)
Niezaprzeczalnie samodyscyplina
w pracy to podstawa podstaw. Czy prowadzi się własny biznes czy pracuje się na
etacie czy jest się freelancer`em, jeśli nie ma człowiek w sobie dyscypliny, to
efektywność leży. Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć. Jeśli chcemy się
rozwijać zawodowo, więcej zarabiać, musimy podejmować konkretne działania,
które powtarzamy każdego dnia, które mają zbliżać nas do osiągnięcia wyznaczonego
celu. W sytuacji, gdy większość czasu pracy przeznaczamy na relaks, to jest:
przeglądanie facebook`a, prywatne rozmowy z współpracownikami, przerwy na kawę,
stoimy w miejscu. Staram się, to znaczy dokładniej mówiąc uczę się wyznaczać
sobie zadania na każdy dzień. Zazwyczaj robię to rano przed pracą. Oczywiście
rzadko udaje mi się spełnić wszystko tak jak zamierzyłam, ale to dopiero
początki, muszę wypracować w sobie umiejętność szybkiej mobilizacji do pracy. Bardzo
miło jest urządzać sobie pogawędki z Rudą, ale to nie przynosi zysków. A MELASAmusi zarabiać, bo idea, którą się kierujemy jest wspaniała i jest dla nas
najważniejsza, ale MELASA to sklep, to nasz biznes, który ma zapewnić nam godne
życie na poziomie, do którego dążymy.
Dziękujemy Wszystkim,
którzy zawsze nam tak dobrze życzą, którzy trzymają kciuki, którzy nie tracą
nigdy pewności, że odniesiemy sukces :-)
Ja tak do końca nie wiem w
sumie, o czym byście chcieli, żebyśmy pisały… Po częstotliwości wejść na bloga
po danym poście, zauważyłam, że wolicie takie posty od serca pisane. Produktowe
Was mało interesują :-) Nie dziwi mnie to ani trochę, ale wiecie…
pozycjonowanie i te sprawy ;-)
Peace.
LyDa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz